Witajcie kochani :)
Dawno tu nie zaglądałam przez to że były bardzo długo śniegi i nie bardzo można było coś robić...
Za to teraz sprawa ruszyła z kopyta. 1,5 miesiąca walczyłam oczywiście z naszą kochaną administracją o pozwolenie na wycinkę drzewa,które usytuowane było na wjeździe na Naszą działkę. Zarząd Dróg Powiatowych miał dobrą wymówkę,że śniegi i nie ma jak jechać w teren itp. Wniosek miesiąc przeleżał ponad bez żadnych konkretów. W końcu zaczęłam ich nękać telefonami i w końcu wniosek poszedł.. do gminy. Gminę też wzięłam pod lupę-inspektora w auto na działkę pokazałam drzewo i bach decyzja była w miarę szybko(po dwóch dniach nękania telefonami :)). Potem z gminy już im sama zawiozłam(bo poczta idzie długo i jeszcze po drodze by się zgubiło ;). Tyle walki z papierami a pan(z uprawnieniami) w 10 minut drzewo zwalił. Nawet nie wiedziałam że tyle drzewa jest w drzewie xD A tak na serio to najwięcej pracy było przy cięciu na kawałki i rzucaniu na przyczepę i osobnej segregacji gałęzi :/
Tak mój mąż walczył :)
A to moje dzieło :
Się napociłam przy tym co niemiara ale warto było :)
A jeszcze przed wycinką drzewa ominęłam bardzo ważną rzecz. Zakup przyjaciela świderka i kopanie dołków pod ogrodzenie (w tym pierwsze odciski ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz